Do biegów ultra ( po górach ) NIE trzeba ‘biegać’
Długo zbierałem się żeby to napisać. Sam tytuł jest jakby zaprzeczeniem biegania. Ale po kolei – zaraz to wyjaśnię.
Oczywiście – samo bieganie w zasadzie jest potrzebne – a raczej jego umiejętność. Lub jak zwał tak zwał – przemieszczanie się w przód z prędkością większą niż szybki marsz. To chyba biegiem zwą. Zgodzę się – trzeba najpierw nabiegać się trochę żeby brać udział w zawodach ultra po górach. Nie rozpatruję tu biegania po płaskim czyli formuły maraton / triathlon ( taki klasyczny ) bo w tych dyscyplinach liczy się czas. Właściwie to jedyna nudna zmienna. Możesz sobie człapać po bieżni i taki maraton przebiegniesz. Z ultra ( nie będę już pisać że chodzi mi o ultra po górach ) jest trochę inaczej. W zasadzie to nawet nie trochę inaczej. Jest tak wiele zmiennych że faktycznie bieganie zaczyna przesuwać się na koniec całej listy.
Chcę też zaznaczyć że mówię tu o tzw ‘Kowalskim’ który chce przełamywać swoje słabości i mierzyć się głównie ze sobą. Ale też aby ukończenie wiązało się z satysfakcją a nie zgonem w limicie. Nie mówię tu o profesjonalistach którzy żyją i zarabiają ze sportu.
Gdy taki biegacz płaski sobie myśli – a co tam – przebiegłem maraton – i to z czasem 3.30 to przecież po górach 50 km spokojnie łyknę.. i tu zaczyna się rozpacz, bo po 15 km już minęło 3.30.. a gdzie reszta? Kurde , brakuje mi wody, kurde kolanka bolą.. kurde jestem głodny.. i ten upał na podejściu – masakra.. po 10-12 h przekracza metę ( lub nie ) i jest załamany..
Od jakiegoś czasu też przygotowuję się do triathlonu i tak sobie obserwuję ludzi i widze dokładnie takie same błędy co przy ultra biegach.
Ktoś powie tak – pojadę w góry ( albo nawet się tam przeprowadzę ) i jak będę tam trenować to będę przecież kozakiem.. no nie do końca. Może tak - ale raczej nie. Na pewno nie.
Po wykonaniu ciężkiej kilkuletniej pracy gdzie już wydaje Ci się że biegasz super proponuję albo krótki dystans w górach albo marsze / marszobiegi na orientację. Mamy tu kilka włączonych zmiennych z którymi musimy się zmierzyć. Czyli dystans – który może ulec zmianie, nawadnianie, odżywianie, szukanie punktów, nawigownaie a.. i jeszcze bieganie przecież.
Czyli mamy – rzeczkę, szuter, piasek, asfalt, bruk, las, kamienie, bagienko, mokre buty itp.. masa nie koniecznie sprzyjących jakże szybkiemu bieganiu na maratonie..
Teraz jak już sobie pobiegaliśmy po lasach albo w górach coś krótkiego możemy wyciągać wnioski – co jest najgorsze. I daję 90 % że leży odżywianie i nawadnianie.
Każdy pro przykłada się do odżywiania. I to praktycznie jest klucz do regeneracji. Nie ilość treningów, godzin spędzonych w bieganiu. Właśnie odżywianie jest kluczem do regeneracji. Żaden organizm nie wytrzyma dużej objętości treningowej bez odpowiednij diety. Gdy zaczynamy przekraczać pewną liczbę godzin tygodniowo dochodzi suplementacja. To nieuniknione. Jeśli ktoś zaczyna trenować więcej niż 5h w tyg i się nie suplementuje to nie zrobi progresu. Tu mi nikt nie wmówi że samą witaminą C poprawi wydolność. Banialuki. Trzeba naprawdę porządnie zoptymalizować to co jest Ci potrzebne bo z diety i tak tego nie masz.
Druga rzecz która wg mnie jest ważna to siła i sprawność ogólna. Już widząc turystów w Tatrach po prostu ręce opadają. Ktoś powie – góry są dla każdego. Ja się nie zgodzę. Nie wszystkie góry są dla każdego. Jak koleś ma ultra nadwagę i idzie na ten Giewont i sapie jak parowóz.. to On powinien czy nie? Niby przełamuje swoje słabości – ale dla mnie jest leniem śmierdzącym co w międzyczasie nic nie robi. Albo stoją i patrzą na łańcuchy - jakby modlitwa coś dała? Ryzykują nieodpowiedzialnie a potem TOPR takich gamoni musi zwozić. Sprawność ogólną sobie popraw – poćwicz cokolwiek, trampoliny, równowaga, pompki itp.
A wracając do biegów ultra sprawność ogólna jest bardzo ważna, bo co Ci po wybieganiu na bieżni albo kupy kilometrów po asfalcie jak na zbiegu po kamieniach nie ogarniesz? Tu kłania się percepcja i szybkość reakcji. Co za to odpowiada? Układ nerwowy. On pochłania niewyobrażalne ilości cukru. I ktoś bez suplementacji zawsze będzie gorszy niż ten co się suplementuje.
Jak już zrobisz te kilkadziesiąt pompek i podciągniesz się xxx razy pora zabrać się za nóżki.
Jak to mowi trener Marcin – siła jest matką wszystkich cech motorycznych. Jak masz słabe nóżki to w górach daleko nie pociągniesz. I tu znowu – bieganie po płaskim nic do tego nie ma. Normalne ciężkie trningi siłowe. A w biegniu podbiegi i zbiegi, podbiegi po schodach i zbiegi po schodach ( najlepiej śliskich i zniszczonych).
Dołożenie roweru w bieganiu bardzo pomaga. Możemy niesamowicie poprawić siłę w niskim pułapie tlenowym. A w lesie poprawiamy percepcję na szybkich zjazdach.
Znam kilka osób które trenując tylko to co robili czyli biegacze biegali, triathloniści pływali / biegali / jeździli na rowerze po jakimś czasie po pierwsze byli permamentnie przetrenowani, po drugie dorobili się kontuzji, po trzecie przestali progresować a wręcz przeciwnie – trenowali więcej a wyniki były gorsze.
Następny ważny element – nie treningowy – regeneracja. Co masz do dyspozycji – sauna, kąpiele, masaże, fizjoterapia z indibą. Ogólnie ogarnianie mikrourazów zanim się rozwiną. Obecnie jest masa sposobów na szybki powrót do formy. Przy lokalnych uszkodzeniach nie bawić się w smarwanie maścią tylko od razu podać kolagen, osocze czy orthokine. Rzeczy powszechne i dostępne. Znane w całym sporcie.
To taki mój krótki opis / wstęp do tego tematu. Bo uważam że biegi ultra po górach to właśnie nie bieganiem się wygrywa…
Pozdrawiam Was
Komentarze
Prześlij komentarz