Snowdonia Ultra Trail

 19.05.2025

 

Niby nisko.. a jednak wysoko.. Snowdonia zachwyca przewyższeniami

 

Anglia, a konkretnie Walia. Tam padło na kolejną przygodę biegową. Ultra Trail Snowdonia.

 

Może krótki wstęp dotyczący moich wrażeń z Anglii. Spędziłem kilka dni w Liverpoolu i potem tydzień w parku w górach. Muszę na samym początku złamać mit – że w anglii pada.. chmm.. trafiłą nam się idealna pogoda zarówno do wycieczek pieszych jak i na same zawody było ok. Codziennie słońce i 15-17 stopni ( w mieście trochę cieplej). Anglicy – żadni ponuracy. Mili i uprzejmi. Co do wrażeń na biegu? Chcałbym aby w naszym kraju się powoli kultura tak zmieniała. Praktycznie wszyscy napotkani ludzi Ci kibicują. U nas nadal w górach ‘turystom’ przeszkadzają zawodnicy.. szkoda. Ale liczę że to się kiedyś zmieni.

 

Liverpool niby ogromne miasto ale tak jest zorganizowane że w ogóle się tego nie odczuwa. Bardzo dobrze działająca komunikacja. Można sprawnie przemieszczać się po mieście autobusami, koleją i metrem. 

Jedzenie dostępne jest praktycznie wszędzie co sobie ktoś wymyśli. Kilka dni można tam spędzić i się nie nudzić..

 

Park Snowdonia jest naprawdę ogromny. Znów trafiłem w rejon ogromnych przestrzeni ( tak jak w górach dynarskich). Morze jest niedaleko ale praktycznie z poziomu ‘0’ możesz wejść na 1000 mnpm. Szlaków jest tak dużo że tego chyba nie da się przejść. Trasy można układać w różnym stopniu trudności. Od spacerowania po dolinach po płaskowyże czy wspinaczkę. Technicznie nie są to trudne góry. Rzadko są jakieś bardzo niebezpieczne momenty. Za to widoki…

 




Moje zawody były organizowane z serii UTMB co zobowiązuje. Dzięki czemu organizacja takiej imprezy jest na wysokim poziomie. Sprawdzanie sprzętu, rejestracja, czy śledzenie on-line. Wszystko co być powinno ( w przeciwieństwie do wielu imprez z którymi się spotykam). Będąc pod taką opieką potem nie mogę zrozumieć jak niektóre imprezy jeszcze funkcjonują..

Start o masakrycznej porze dla mnie.. 4.30.. co było przyczyną pobudki o 2.30.. masakra.

Zaletą było to że praktycznie wystartowaliśmy zaraz przed wschodem słońca i mogliśmy go podziwiać już na pierwszym podejściu. Trasa mocno górkowa.. można powiedzieć masz do przebycia 103 km i 6300 up.. tj 8 dosyć sporych podejść i zbiegów..

 

Na początek słynny Snowdon ( który ‘zaliczasz’ 2 razy, a w sumie możesz tam wejść na 7 sposobów!!!). Szybkie podejście szerokim szutrowym szlakiem i zbieg.. po schodach. Dosłwnie. Niby tylko kilka km w dół ale łatwo o błąd. Gdzieś noga uciekła, gdzięś się uśliznęła.. ups.. poślizg. Coś zabolało w kostce. Dziwne. Niby bez urazu ale ból się nasilał. Pomyślałem. Spoko – jeszcze się rozrusza. Punkt z wodą ( 12 km) Podczas podejścia na następną górkę nie bolało . Ale za nią kolena. Potem z górki – jak w tatrach. Raz kamienie poukładane a raz rozsypane i już jedzonko z piciem.

 




Kolejne podejście było mi znane bo kilka dni wcześniej byłem tam na wycieczce. Wtedy wszystko jakby łatwiej idzie bo wiesz czego się spodziewać. I tu zaczął się taki płaskowyż z widokami w każdą stronę. Tu łatwo kilometry leciały.. do pewnego momentu. Zbieg – łagodny i owszem ale po trawie. Ale nie takiej twardej.. nie nie .. takie wrażenie jakbyś zbiegał po plaży. Każdy krok to zapadnięcie się w miękką trawę – zaleta – brak bólu kostki.. wada .. masakra w łydkach. Jeden z biegaczy zatrzymał się – pytam co jest – a on mówi że skurcz w przywodziciel.. kolejny chłop – łydka.. za chwilę kolejny.. ból pleców. Szok – jak miękka trawa może Cię dobić.

 

Koleny punkt był pięknie położony – w ogromnej dolinie w której kiedyś była tama. Część środkowa usunięta i w niej właśnie stał namiot z jedzeniem i piciem. Temperatura trochę wzrosła ale nadal było akceptowalnie. 

 

Taka dygrasja – tam jest bardzo dużo poniszczonych starych ruin po wioskach lub domach nie zamieszkanych od wielu dziesiątek lat. Robi to niesamowite wrażenie – byłem na wycieczce w 1 takiej dolinie gdzi był kamieniołom i kolkanaście zabudowań. Wszystko puste, zniszczone ale układające się w całość.

 




Do 51 km dobiegłem dosyć sprawnie – przepak.. Człowiek trochę się ogarnął. Nóżki trochę bolą, ale ta kostka na szczęści mniej. Więc jak już w głowie było że do mety już tak ‘blisko’ to mi nastrój się poprawił. 

 

Po kolejnej górce – już 5- ta dłuższy zbieg i trochę płaskiego ale.. temperatura zaczęła gwałtownie wzrastać. Źle.. bo to bardzo męczy. Nie mówiąc o stopach. Przed kolejnym podejściem już człowiek się zmęczył. A to drugie podejście na Snowdon. Niby wiesz gdzi idziesz. Ale to było dłuższe.. znacznie dłuższe niż pierwsze. Doszedłem do przełęczy i potem żlebem w górę na szczyt. Zostało mi z 300 m.. nie .. siadam.. mam dość.. cukier, cukier , cukier.. chyba faktycznie za mało zjadłem . Liczyłem że szybciej tam wejdę. Potem już w dół do 80- tego kilometra ( punkt). Po 3 min wstałem i dotarłem na szczyt. Teraz w dół.. czwóreczki już bolą. Jeszcze tylko 2 górki. Na tym punkcie energii dodała mi Rodzinka! 

 

Dopiłem kawkę i w drogę. Na ostatniej górze olśniewający widok z zachodem słońca. Zbieg dosyć stromy ale kończył się w lesie. Już zaczęło się delikatnie ściemniać ale na szczęście do punktu dobiegłem po łąkach bez latarki. Punkt znajdował się na dużym polu namiotowo kampingowym. Nooo niektóre przyczepy to wypas. Poza tym dużo przestrzeni, trawka, boiska, place zabaw. Wszystko co być powinno. 

 

Na ostatnią górę wszedłem po ciemku i zbieg był naprawdę próbą sił i umysłu ponieważ nie był taki jednostajny tylko z kilkoma dodatkowymi górkami. Małymi ale zawsze.. i końcówka.. coś czego nie lubię – względnie płąsko ( trochę w dół) i tak chyba z 5 km.. mety nie widać, nic nie widać.. tylko ta droga i Ty.. już nie mogłem się doczekać mety. Dobiegłem!!

 

Nagle tak mi się zimno zrobiło że nie mogłem się rozgrzć jedzeniem i piciem. Ech.

 

Bieg bardzo fajny. Zajął mi mniej niż 20 h. Tak jak planowałem. Miał łatwiejsze i trudniejsze elementy. Masa widoków, masa wrażeń. 

 

Ogólnie polecam 

 

Pozdrawiam Was

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dinarides Ultra Trail - Góry Dynarskie – czegoś takiego jeszcze nie widziałem

Do biegów ultra ( po górach ) NIE trzeba ‘biegać’